2018-02-14

Cleo: Chcę czerpać przyjemność z nadchodzącej płyty

0

Cleo o pracy z Marylą Rodowicz, fenomenie "My Słowianie" i "Łowcach gwiazd".

- Pod koniec zeszłego roku wydałaś ostatni singiel z płyty Bastet, ale nie robisz sobie przerwy, od razu przeszłaś do premiery teledysku zapowiadającego nowe wydawnictwo.

- Lubię, jak się dzieje. To mnie właśnie motywuje do działania. Wpadłabym chyba w depresję, gdybym miała nie wydawać nic przez tyle lat (śmiech). Mam wrażenie, że człowiek jest wtedy uśpiony artystycznie. Obserwowałam i obserwuję moją ukochaną Marylę Rodowicz - ona cały czas jest w pracy, na scenie, w studio. To jest niesamowite. Robi fantastyczne show.

- Miałaś okazje występować z Marylą. Jak wrażenia? Czego można się nauczyć od takiej legendy?
- Tak, pojawiałyśmy się razem na scenie, byłam gościem na jej trasach koncertowych. Zawsze jest to fajne przeżycie. Jej podejście jest niesamowite, bo ona cały czas się interesuje nowościami. Jak siedzimy w studio nagraniowym, to potrafi odpalić Youtube i mówi: Zobacz, nowy koncert Beyoncé, zobacz, jaki ma fajny strój (śmiech)! Może to jest właśnie jej fenomen, że ona cały czas jest żądna tych nowości i chłonie to wszystko.

- „Pali się” z Sitkiem to był powrót do Twoich hip-hopowych korzeni?
- Trochę tak. Jestem dziewczyną z osiedla ursynowskiego, wychowałam się na rapie, więc ten kierunek nie jest mi zupełnie obcy. Na zamknięcie ery Bastet postanowiłam wydać kawałek z Sitkiem, który jest w takim niskim, fajnym, hip-hopowym brzmieniu. Moi słuchacze już się przyzwyczaili, że Cleo zmienną jest. Lubię nowe rzeczy i eksperymenty.

- Przewrotnie też Sitek jest reprezentantem raczej nowego pokolenia rapu.
- Tak, jest z tych „nowszych” (śmiech). Na płycie Hiper/Chimera współpracowałam z Waldkiem Kastą, to jest oldschool. Uwielbiam go. To człowiek, któremu będę dozgonnie wdzięczna, bo on na początku naszej drogi z Donatanem bardzo się nami zaopiekował, propsował, trzymał kciuki. Otrzymałam od niego dużo cennych rad.

- „Pali się”, jak i pozostałe Twoje numery cieszą się ogromną popularnością, ale czy coś jest w stanie przebić „My Słowianie”?
- Nie zakładam, że coś jeszcze raz wybuchnie jak „My Słowianie” (śmiech). To był taki ewenement, że chyba do tej pory nikt nie pobił tej szybkości, z jaką to się rozprzestrzeniło. Co chwilę dzwonił do mnie brat, mówiąc: Ty masz codziennie milion wyświetleń! I tak było przez kolejne dziesięć dni. To było tak spektakularna, świeże, że wpadło w taki „viral wyświetleniowy”. Nowe single cieszą się sukcesem, może nie takim jak „My Słowianie”, ale tak jak mówię, w tym przypadku trudno jest przebić samego siebie.

- W przypadku „My Słowianie” zadziałał chyba dobry timing tego wszystkiego.
- Tak, to prawda. Teraz jest o wiele więcej rzeczy na YouTubie, nawet zerkając tylko na tę kartę „na czasie” można to wyłapać, tam są nie tylko rzeczy związane z muzyką. Blogi, wypowiedzi YouTuberów, to wszystko bardzo mocno się rozwinęło.

- Skąd w ogóle zainteresowanie folkiem? Urodziłaś się w Szczecinie, potem dorastałaś w środowisku hip-hopowym na blokowiskach Warszawy, raczej daleko temu do wiejskich klimatów.

- Zawsze ciągnęło mnie do natury. Miałam rodzinę na wsi, dla mnie to był azyl. Może właśnie dlatego, że jestem dziewczyną z blokowisk, wieś była dla mnie wyciszeniem. Donatan mi udowodnił, że w każdym z nas trochę tego folku drzemie. Wywodząc się z muzyki gospel, soulu, R&B, itd., podchodziłam sceptycznie do tych nagrań, ale Donatan przekonał mnie mówiąc: Wiesz co, Ty nie dasz rady! Ja nie dam rady? No to zobaczymy (śmiech)! „My Słowianie” powstało przekornie, ale cieszę się, że tak wyszło.

- Patrząc na to, jak nieustannie pracujesz nasuwa się pytanie, czy Ty masz czas w ogóle odpoczywać?
- Staram się zmieniać zajęcia, to mnie wprawia w stan odpoczynku. Jeśli nie jestem na scenie, to pracuję w studio, itd. Zmienianie aktywności daje mi oddech. Nie lubię zwalniać tempa. Jakbym pojechała na wakacje, to prawdopodobnie po dwóch dniach na leżaku bym się nudziła.

- Tym sposobem mamy już kolejną nowość „Łowcy gwiazd”.
- Cieszę się ogromnie, ponieważ odbiór singla jest bardzo pozytywny. Brakowało mi tego, singiel jest skoczny, taneczny, taki, który na pewno rozbuja się na koncertach. Tematyka kawałka jest tajemnicza, trochę filmowa.

- Skąd taki niemalże hollywoodzki koncept na klip?
- Od dłuższego czasu chciałam stworzyć coś w klimacie MadMaxa. Akurat powstał taki kawałek, który mnie zainspirował, a tak się składa, że i cała ekipa Don również uwielbia te klimaty. Znaleźliśmy wspólny język.

- Z Twoich relacji wynika, że praca na planie była dość trudnym wyzwaniem?
- Było dość zimno. Kręciliśmy sceny w Instytucie Energetyki w Warszawie. Jest to hala, która może pomieścić nawet 10-piętrowy budynek, w związku z tym ogrzać taką halę jest bardzo trudno. Nie ukrywam, że było trudno. Jestem bardzo cierpliwa podczas pracy nad klipami, skupiam się, ale w momencie, kiedy jest tak zimno, a ja tego nie znoszę, jestem ciepłolubna, to naprawdę było wyzwanie. Ale znaleźliśmy też z ekipą słowiańskie metody na rozgrzanie, takie jak wiśnióweczka, oczywiście z rozsądkiem (śmiech).

- Efekty są jednak niezaprzeczalnie niesamowite.
- Niektórym łatwo jest oceniać i krytykować klipy, ale przygotowanie tak ogromnej produkcji jest czymś niesamowitym. Wielkie chapeau bas dla Donatana, Michała Kondrata, dla całego DonPro za to, że to dźwignęli. Niektóre klipy w Polsce robi się idąc na łatwiznę, żeby było cokolwiek, a my naprawdę z całego serca staramy się zawsze zaskoczyć czymś oryginalnym. Uważam, że na to zasługuje zarówno słuchacz, jak i widz.

- Czego możemy spodziewać się po nadchodzącej płycie?
- Płyta będzie na pewno, trudno mi jednak sprecyzować datę premiery. Robię wszystko, aby odbyła się pod koniec tego roku. Do tego czasu będą nowe nagrania, nowe single, nowe teledyski. Mam nagrane około 40 utworów, które leżą w szufladzie i które dopieszczam powoli w studio. Jestem perfekcjonistką, więc nie zawsze jestem ze wszystkiego zadowolona, daję sobie czas na dopracowanie wszystkiego. Następnie zbiorę to w całość i wydam album.

- Czujesz presję z powodu tego, że Bastet był olbrzymim sukcesem?
- Staram się, żeby wszystko było doskonałe, ale też nie chcę dać się zwariować. Każda płyta to jest jakiś etap w moim życiu, nowe emocje. Chcę czerpać z tego przyjemność.

- Czy przyjdzie taki moment, że przestaniesz zajmować się muzyką?
- Mam nadzieję, że nie. Muzyka to jest całe moje życie, nie wyobrażam sobie bez niej życia. To wszystko może troszeczkę zwolnić, bo powiedzmy sobie szczerze, nigdy nie żyje się w tak wielkim pędzie, chyba, że jesteś Marylą Rodowicz (śmiech), ale ja jestem osobą kreatywną, artystyczną duszą, więc mam całe mnóstwo pomysłów, które czekają na zrealizowanie.

Rozmawiała Julia Borowczyk